Rinat Gabidinov, który przeżył na zatopionym w 2011 roku Bułgarii, który pracował jako radiooperator na statku, zdradził przyczyny katastrofy, w której zginęły 122 osoby. Mówił o tym w ekskluzywnym wywiadzie dla „Lente.ru” w rocznicę wypadku, który miał miejsce dziesięć lat temu.
Według niego, statek wracający z dwudniowego rejsu wpłynął do ujścia Kamskoje i musiał wykonać manewr na trasie. Ale w tym czasie był huragan i silny przechył na prawą burtę, poza tym jeden silnik nie działał.
„Sprzęt na „Bułgarii” jako całość pozostawiał wiele do życzenia, weź naszą awarie radio, w którego bateriach próbowali mnie oskarżyć ”- wspomina Gabidinov. Próbował nawiązać łączność, aby wezwać pomoc, ale wszystko na statku „odmawiało” iluminatorów. Zaczęła tam płynąć woda, więc statek szybko zszedł pod wodę. Załoga nie miała czasu na przeprowadzenie akcji ratowniczej i wydostanie wszystkich pasażerów. Ponadto w najbardziej krytycznym momencie główny mechanik wyłączył silnik, choć nie miał do tego prawa bez polecenia kapitana. A kapitan w tym czasie był na mostku, wjechał „Bułgarią” na mieliznę i nie osiągnął zaledwie 40 metrów, powiedział Gabidinov.
10 lipca 2011 r. miała miejsce największa katastrofa w historii współczesnej Rosji miejsce na Wołdze z udziałem rzecznego statku pasażerskiego. Podczas sztormu zatonął dwupokładowy wycieczkowiec „Bułgaria”. W wypadku zginęły 122 osoby, w tym 28 dzieci, spało tylko 79 pasażerów i członków załogi. Pięć osób było odpowiedzialnych za śmierć i zostało skazanych na wyroki od 5 do 11 lat.